Bilety do USA

W 1867 roku dostojnicy na dworze carskim w Petersburgu nie ukrywali zadowolenia: Rosja sądziła, że sprzedaż Alaski - uważanej za bezwartościową - Stanom Zjednoczonym to wspaniały interes. Przez wiele lat amerykański sekretarz stanu William H. Seward musiał znosić dotkliwe drwiny: uważano, że płacąc Rosji 7, 2 mln dolarów za Alaskę nabył "kostkę lodu". To nowe terytorium nazywano też z przekąsem "chłodziarką Sewarda" albo "Polarią" . Początkowo wszystko wskazywało na to, że Rosja zrobiła świetny interes: za otrzymaną kwotę spłaciła długi z wojny krymskiej. Jednak już w 1903 roku okazało się, że Seward miał rację: do tego momentu wpływy z samego górnictwa przewyższyły dziesięciokrotnie cenę zakupu. Do dziś rybołówstwo i bogactwa naturalne Alaski przyniosły zyski szacowane na 5 miliardów dolarów. Tutejsza ropa naftowa pokrywa blisko jedną czwartą zapotrzebowania Stanów Zjednoczonych. Na Alasce nie brak chyba żadnego z ważnych minerałów: są tu złoża chromu, żelaza, złota, kobaltu, węgla, miedzi, molibdenu, niklu, platyny, tytanu, wolframu i rtęci. Dziś już wiadomo: najlepszy interes w dziejach świata zrobili Amerykanie. Alaska jest synonimem marzeń o swobodzie. Aura nieujarzmionej potęgi kryje się już w jej nazwie: w języku pierwotnych mieszkańców tych ziem Alayeska oznacza "wielką ziemię na zachodzie". To nie zwykła kraina dzikiej przyrody, olbrzymich pól lodowych, rozległej tundry, ustronnych górskich jezior, głębokich wąwozów, bujnych lasów iglastych, głębokich fiordów i czynnych wulkanów. W górach żyją niedźwiedzie, wilki i łosie, płaskowyże przemierzają stada karibu i bizonów, ponad drzewami szybują bieliki amerykańskie, a w górę strumieni wędrują wielkie łososie. Alaska jest olbrzymia: jej terytorium, pięciokrotnie większe od Polski, rozciąga się z północy na południe poprzez 19 stopni szerokości geograficznej, a z zachodu na wschód na długości 3 200 km. Granice stref klimatycznych wyznaczają dwa łańcuchy górskie: na północy Góry Brooksa oraz na południu pasmo Alaska. Mieszkańca Waszyngtonu ta banalna bez wątpienia kwestia może jednak zbić z tropu. Bo Washington D. C. nie leży w żadnym stanie. Wyjątkowy status miasta - Dystrykt Kolumbii - ma uzasadnienie historyczne. Ten zarządzany przez Kongres okręg federalny, jak to sformułowali Ojcowie Założyciele Stanów Zjednoczonych, winien na zawsze pozostać obszarem poza administracją któregokolwiek ze stanów. W tej kwestii do dziś nie nastąpiły żadne zmiany. Waszyngton, zbudowany według planów PCh. LEnfanta, to metropolia zaplanowana w taki sposób, aby odzwierciedlała państwowość społeczeństwa demokratycznego. Są tu, więc przesadnie wielkie - zdawałoby się - place, nadmiernie długie i szerokie ulice i aleje, które znakomicie nadają się do organizacji demonstracji, wieców i marszów. Do dziś prezydent Stanów Zjednoczonych w dniu inauguracji urzędu udaje się z Pennsylvania Avenue na Kapitol, aby przed imponującą siedzibą rządu złożyć przysięgę na Konstytucję. W Waszyngtonie obowiązuje zakaz budowania drapaczy chmur, aby nie przysłoniły one widocznego zewsząd Kapitolu z siedzibą Kongresu. Kapitol to centralny punkt miasta. Między nim a Białym Domem rozciąga się pełna przepychu ulica The Mail.