Przylądek Horn

Kto chce przepłynąć Cieśninę Drake' a - wzburzone wody obmywające od południa przylądek Horn - musi być żeglarzem zarówno odważnym, jak i niezwykle doświadczonym. Przylądek Horn, powszechnie uznawany za najdalej na południe wysunięty punkt Ameryki Południowej, tak naprawdę nim nie jest. Jeśli weźmiemy pod uwagę cały południowoamerykański szelf kontynentalny, najdalej na południe wysunięty punkt kontynentu znajduje się na sąsiednich wyspach Diego Ramirez. Przylądek Horn to występ lądu na południu Chile, na wyspie Horn w archipelagu Ziemia Ognista, wysunięty niczym wielki kieł w wody Cieśniny Drake' a, łączącej południowy Atlantyk z południowym Pacyfikiem. Przesmyk ten ma zaledwie kilkaset kilometrów szerokości, na południe od niego zaczyna się niegościnna antarktyczna strefa kier i gór lodowych, które do dziś stanowią olbrzymie zagrożenie dla żeglugi morskiej. Skalisty przylądek Horn wznosi się na wysokość 424 m n.p.m. Rejs wokół niego jest bardzo niebezpieczny, ze względu na występujące w okolicy sztormy, silne prądy morskie i góry lodowe, jak również z powodu mgły, która przez 300 dni w roku unosi się nad wodami. W epoce żaglowców setki statków rozbiło się przy próbie opłynięcia cypla. Pierwszym żeglarzem, który przepłynął niebezpieczną cieśninę, był Holender Willem Cornelis Schouten. W 1616 roku z trudem udało się kapitanowi przeprowadzić statek przez szalejące sztormy. Schouten, korzystając z prawa odkrywcy, nadał przylądkowi nazwę swej rodzinnej miejscowości - leżącego w północnej Holandii portowego miasta Hoorn (stąd późniejszy "Horn"). Żeglarz już wówczas był przekonany, że odkryty przez niego skrawek lądu jest najdalej na południe wysuniętym punktem Ameryki. Dwa lata później wyczyn Schoutena powtórzyli Hiszpanie: płynąc kilkoma statkami, okrążyli południowy kraniec kontynentu. Rejs wokół przylądka Horn statkiem żaglowym nadal traktowany jest, jako wielki wyczyn. Żeglarze, którzy mogą się nim pochwalić, cieszą się powszechnym szacunkiem. Pierwsze dokładne informacje o Ziemi Ognistej i przylądku Horn pochodziły od słynnego angielskiego żeglarza Jamesa Cooka.

Słynne kamienne posągi Moai na Wyspie Wielkanocnej są zagadkowymi reliktami wymarłej kultury. Część z nich osadzona jest na kamiennych platformach, inne zaś są rozrzucone w kawałkach lub zakopane po szyję w ziemi. Maleńka wyspa, zgubiona w bezkresie oceanu, jest obiektem przyciągającym nie tylko turystów, lecz i naukowców usiłujących zgłębić sekrety zarówno niezwykłych posągów, jak i naskalnych reliefów czy drewnianych tabliczek pokrytych tajemniczym hieroglificznym pismem. Mało, kto wie, że miejscowe, świetnie utrzymane pasy startowe lotniska służą, jako awaryjne miejsce lądowania amerykańskich wahadłowców. Jeszcze na początku XVII wieku Wyspa Wielkanocna była małym, egzotycznym rajem. Jej wybrzeża porastały lasy, ludność żywiła się owocami i płodami rolnymi. Taki świat zastał w 1722 roku admirał Roggeveen.