Rodzina

Nie ma to jak rodzina, zwłaszcza ta kochająca się, żyjąca razem z dziadkami. Tak kiedyś było, że młode małżeństwa żyły razem w jednym mieszkaniu razem ze swoimi rodzicami, a niekiedy i dziadkami. Dzisiaj jest to najczęściej nie możliwe, aby pomieścili się w jednym mieszkaniu, bowiem nasze mieszkania są najczęściej malutkie, metrażem przeznaczone dla jednej. Ale mamy taką, a nie inną sytuację na naszym rynku mieszkaniowym, jesteśmy zmuszeni mieszkać razem, po kilka nieraz pokoleń we wspólnym malutkim mieszkanku. A powiększające się bezrobocie nie daje szans tym gorzej sytuowanym, na wynajem lub też budowanie się, aby mieszkać na „ przysłowiowym swoim”. Tak więc cisną się razem. Wiadomo, że ludzi stale przybywa i każda rodzina potrzebuje własnej przestrzeni i prywatności. Często zdarzają się sytuacje, gdy młodzi małżonkowie mają odmienne zdanie od swych rodziców, nie tylko w kwestii wychowania dzieci, ale także i innych tych codziennych sytuacji. Dochodzi wtedy do wielu niepotrzebnych scysji między pokoleniami. Młodzi chcą wychowywać dzieci po swojemu, przecież też są rodzicami, ale nie, bo przecież taka „wścibska babcia” nie da żyć swej synowej, i będzie czepiać się na każdym niemal kroku, i pouczać w nieskończoność, jakby wszystkie rozumy pozjadała, nie ważne, że medycyna poszła do przodu, ale ona wie najlepiej, na przykład, że potrafi wyleczyć przeziębionego wnuka, czy wnuczkę, lepiej i skuteczniej niż niejeden wyuczony pediatra. To doprowadza niekiedy do szału młode mamy i nie tylko młode, ale i te trochę starsze. Co tu ukrywać, nie ma się czasami cierpliwości do babć czy też swoich mam, które z pozoru chcą nam tylko pomóc, a tak naprawdę doprowadzają swymi uwagami do szewskiej pasji nie tylko swoje córki, nie mówiąc już nic o synowych, zwłaszcza tych, które one nie darzą swą sympatią, Widzimy więc, że wspólne życie nie wychodzi wszystkim na dobre. Czasami rodzina, to dobrze wygląda tylko na wspólnym zdjęciu, a nie wspólnym mieszkaniu. Dla wielu ludzi dobrze jest, gdy od razu po ślubie wyprowadzają się od swych rodziców, na tak zwane „ swoje”. To jest dobry sposób na ich ogólne szczęście, wtedy nikt im nie miesza, a zarówno rodzice, jak i dziadkowie są w każdej chwili mile widziani. Możemy ich ugościć nie tylko filiżanką kawy, ale i wysłuchać rad, wiedząc, że za chwile pójdą do swoich domów, a my zostaniemy u siebie. Zrobimy tak, jak nam podyktuje rozum, nie koniecznie tak, jak chcą rodzice. Wiadomo, że „ co oczy nie widzą, tego sercu nie żal”. Tak jest i tutaj. Damy lub nie damy, ten syropek, lub inny, babcia nie widzi, więc można będzie zrobić według swojej woli, nie babcinej. To jest wielka ulga, gdy mamy wybór i nie musimy niczego robić pod żadną presją. Ale, z drugiej jednak strony, dobrze jest, gdy pomoże nam czasami ta, czy owa babcia, przypilnować nasze chore dziecko, bo nie może iść do żłobka, lub do przedszkola, to fakt niezaprzeczalny, tego nie da się ukryć, tylko żeby tak nie dyktowały co mamy robić.